Duet muzyczny Lordofon, w składzie Maciej Poreda (MC) i Michał Jurek (producent), wracają do słuchaczy po 3 latach, jak sami mówią, muzycznej posuchy z nowym albumem. Ich pierwsza EP Plastelina wzięła szturmem scenę rocka alternatywnego. Tak naprawdę był to pełen przekrój i próbka możliwości stylistycznych chłopaków. Debiutancki album Koło to poniekąd powrót do korzeni oraz próba eksperymentu muzyką. Teraz czeka nas podróż przez wypadkową obu wydań.
Duet znany jest również z niekonwencjonalnych promocji swoich krążków. W ten sposób przed premierą Koła mogliśmy doświadczyć w Warszawie bilboardu, na którym wyświetlony był numer telefonu. Po zadzwonieniu na niego można było przesłuchać fragmentu singla, ale również porozmawiać z jednym z wykonawców. Przy okazji wypuszczenia najnowszego albumu Lordofon także nie zawiódł. Stworzył otoczkę estetyki późnych lat 90. / wczesnych 2000 przedstawiając się nam stroną z młodych czasów internetu, możliwością wejścia na Gadu-Gadu, pobrania dzwonka lub niskiej jakości tapety na telefon i zamykając wszystko w ramach telewizyjnych teleturniejów.
Wielki powrót na odbiorniki zdaję się być rozliczeniem z przeszłością.
Już słuchając (w moim przypadku katując, głównie Francoise Hardy) singli promujących album dało się odnieść wrażenie, że płyta będzie czarującym rollercoasterem. Lirycznie łapie nostalgia, która w myślach cofa słuchacza do jego czasów szkolnych, pierwszych miłości, rozczarowań, złamanych serc i kształtowania charakteru oraz uczuć. Jednocześnie muzycznie pobudzają duszę i podbijają każda, choćby najmniejszą emocję.
Passe to także ogrom odniesień do popkultury. Utrzymanie wszystkiego w polskim lore dodaje tylko smaczku i sprawia, że utożsamiamy się bardziej z tekstami. Nie chodzi mi tu tylko i wyłącznie o sentymenty czy wypaczoną tęsknotę za tym co było, raczej zrozumienie świata jako pełnego wad, ale i pozytywnych przeżyć.
Jak w całej twórczości Lordofonu tak i tym razem mamy do czynienia z pełnymi sprzeczności brzmieniami. Od spokojnych i alternatywnych dźwięków, przez te rapowe, kończąc na mocnych rockowych nutach. Nie każdy utwór jest zbudowany tak, żeby móc nucić go w tramwaju, ale właśnie te jednostki dopełniają kompozycje, które są bardziej catchy.
Duet hipnotyzuje nas, nie dając przy tym popaść słuchaczowi w marazm i apatie. Po raz kolejny chłopaki pokazali, że nie przeraża ich wrażliwość.
Czy każdy odnajdzie się w tym nostalgicznym świecie? Na pewno! Mnogość brzmień i ich różnorodność zaspokoją każdą duszę, te utęsknione jak i te po prostu egzystujące. Ale co najważniejsze słuchacz odnajdzie w tej płycie nadzieję.
Nowi odbiorcy mogą zapoznać się z twórczością duetu zaczynając od tego albumu i porównując go z poprzednimi wydaniami, a starzy wyjadacze (w tym ja) przypomną sobie za co pokochali braci Lordofon.