Opublikowane na Radio Egida (https://radio.us.edu.pl/)

Rzeczywistość odbita w krzywym zwierciadle. Recenzja „Squid Game”

Tekst: Julia Noworzyn

Ile warte jest ludzkie życie? Czy poświęciłbyś jednego człowieka, żeby wygrać 151 milionów złotych? A czterystu pięćdziesięciu pięciu ludzi? „Squid Game”, czyli najnowszy hit Netflixa to coś więcej niż najczęściej oglądany serial ostatnich dni. To swojego rodzaju wielki eksperyment społeczny, ukazujący jak daleko granice moralności przesuwa ludzka chciwość.

Netflix niejednokrotnie udowadniał, że potrafi połączyć rozrywkę z głębokim przesłaniem. Przykładem może być ogólnoświatowy sukces „Black Mirror”, po którym tematyka związana z katastrofizmem modernizmu stała się niezwykle popularna. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że piorunujący sukces „Squid Game” wyrósł na fundamentach właśnie „Black Mirror”. I rzeczywiście, trudno nie dostrzec podobieństw w obu serialach. Po kolei. O czym właściwie jest ten koreański blockbuster?

Zwycięstwo za wszelką cenę

Już w pierwszych minutach serialu otrzymujemy sporą dawkę pesymistycznej wizji świata. Każda z kilku głównych postaci stoi na granicy całkowitego bankructwa – z różnych powodów. Niezależnie czy znaleźli się w tej sytuacji z własnej winy, czy z czystej złośliwości losu, sytuacja jest dramatyczna. Bohaterowie właściwie nie mają pieniędzy na godne życie, tułają się. Szukają rozwiązania, którego oczywiście nie widać. Momentami bezpieczeństwo głównych bohaterów jest zagrożone przez niebezpiecznych ludzi, u których mają gigantyczne długi. W momencie, w którym wydaje się, że gorzej być już nie może pojawia się nadzieja.
Bohaterowie otrzymują zaproszenie do wzięcia udziału w tajemniczych rozgrywkach, w których do wygrania jest olbrzymia suma pieniędzy. Początkowo wszystko wydaje się być normalne, aż do pierwszej konkurencji. Szybko okazuje się, że z czterystu pięćdziesięciu sześciu graczy tylko jeden przeżyje. Rozpoczyna się gra nie tylko o wielką fortunę, ale także o życie.

W tle makabrycznych rozgrywek trwa inny spektakl – czuwa nad nim tajemniczy gospodarz, odpowiedzialny za całą „grę”. Trwa on ku uciesze najbogatszych, którzy przyglądają się całemu procesowi mordowania kolejnych graczy. Widz nie do końca jest jednak świadom, po co cała rozgrywka jest prowadzona, i to właśnie czyni ją szczególnie interesującą.

„Squid Game” jako alegoria rzeczywistości

Korea Południowa, czyli miejsce, w którym odgrywa się akcja serialu, jest jednym z najbardziej zadłużonych krajów na świecie. Niewykluczone więc, że sytuacja głównych bohaterów dzieje się tak naprawdę tuż obok nas – oczywiście z pominięciem morderczej gry na śmierć i życie. Niemniej samo sedno serialu jest całkowicie zaczerpnięte z rzeczywistości.

Świat ukazany w „Squid Game” jest zbliżony do rzeczywistego. Stanowi niejako obraz najgorszego oblicza egalitaryzmu i kastowego porządku. Stajemy się świadkami nie tylko śmiertelnych gier, ale także skrajnej biedy. Widoczny jest wyraźny podział między bogatymi a biednymi. Jesteśmy obserwatorami wyjątkowo przykrych niesprawiedliwości, dręczących społeczeństwo niczym nowotwór. Widzimy zatracenie ludzkich odruchów, na rzecz olbrzymiej fortuny i najzwyklejszej chciwości. Jednak pomimo tego wszystkiego pojawia się inna myśl – Czy można winić bohaterów serialu za to, że postawili wszystko, by spróbować wyrwać się ze skrajnej biedy i rozwiązać dramaty życiowe?

Cała fabuła kręci się więc wokół wymyślonych przez twórców okoliczności, coś takiego na pewno nie istnieje… Ale czy na pewno? Po głębszym zastanowieniu się nad całym sensem serialu, na wierzch wychodzi całkiem ciekawy przykład badawczy pod względem psychologicznym. Na tym właśnie polega sukces „Squid Game”– na świetnym ukazaniu rzeczywistości z tylko lekką domieszką fantazji twórców.
 
Cel uświęca środki

Ukazany świat nie jest czarno biały, przez 9 odcinkowy pierwszego sezon mamy do czynienia z wieloma konfliktami moralnymi. Nie każdy uczestnik wielkiej gry chce ryzykować życie wyłącznie na rzecz stania się multimilonerem. Każdy ma swoje powody, by uczestniczyć w tym masowym mordzie, wśród tych powodów są między innymi: chęć pomocy śmiertelnie chorej matce, sprowadzenie rodziny z autorytarnych rządów Korei Północnej lub po prostu spłacenie nieprawdopodobnej ilości długów.

W serialu ukazana została więc bardzo ważna kwestia – pieniądze są wstanie rozwiązać naprawdę sporą część problemów, a któż z nas nie dąży do lepszego życia? Dlatego gracze kontynuują rozgrywkę za wszelką cenę, wiedząc, że ich los właściwie nie wiąże się z żadnymi perspektywami. Wolą zaryzykować życie własne i odbierać cudze. Dzięki temu mogą wszak zdobyć pieniądze, by w końcu móc żyć lepiej. Ciężko oceniać bohaterów wyłącznie w sposób negatywny, bo każdy ma swoje usprawiedliwienie. Poza tym, są oni zaledwie pionkami, a nienawidzić należy grę, nie zaś gracza.

Cienka granica dobrego smaku

Poza ciekawą psychologią „Squid Game” trzyma naprawdę dobry poziom w warstwie technicznej. Szczególnie urzekają estetyczne ujęcia, dobrze ukazujące dynamikę i emocjonalność scen. Kolorystycznie „Squid Game” jest po prostu piękne, wiele scenografii zostało rzeczywiście zbudowanych dla lepszego oddania szczegółów. Warto dodać, że te niemal dziecięco-pastelowe barwy kontrastują z powagą sytuacji. Widz jest właściwie cały czas świadomy grozy, ale nie ukazuje się jej w natarczywy sposób. Widzimy zakrwawione ubrania, wywożone trumny, nieustające rozdrażnienie, strach. Im mniej graczy zostaje tym większa groza jest dam dawkowana.

 Na duży plus warto zaliczyć brak nachalności w ukazywaniu masowej śmierci. Choć widz jest oczywiście świadom szalenie brutalnego charakteru serialu, nie jest mu to rzucane prosto w twarz. Wnętrzności nie spływają po ekranie, a krew nie tryska niczym z ogrodniczego węża. Tragiczna śmierć wielu bohaterów jest ukazywana w sposób niemal emocjonalny. Widzimy ich stres, rozpacz ,a w ostateczności – całkowite załamanie. To nadaje każdej scenie niemal intymnego charakteru i pozwala lepiej doświadczyć serialu w uczuciowej warstwie.

 Niestety jednak, nie wszystko działa na tym poziomie tak dobrze. W wielu momentach serialu niektóre emocje wydają się wręcz zbyt oczywiste, a reakcje postaci – przerysowane. Można to zrzucić na charakter kinematografii i aktorstwa koreańskiego, ale nie da się ukryć, że momentami mamy do czynienia z wręcz groteskowym wylewem emocji.

Squid Game” ma też swoje gorsze momenty

To oczywiste, że postaci stanowią trzon każdego serialu. Nie inaczej działa to w „Squid Game”, gdzie bohaterów jest sporo. Jedne postacie w trakcie serialu są rozpisane genialnie – inne znacznie słabiej. Do wyjątkowo udanych możemy zaliczyć postać Sang-woo i Aliego, do tych wręcz przeciwnie – graczkę nr 212 i szychy z odcinka siódmego.

Mamy tu nie lada zgrzyt, bo z jednej strony widzimy naprawdę świetny rozwój części postaci, a z drugiej – kompletną klapę i sztuczność. Przerysowane reakcje, groteskowe okrzyki i zwykłe poirytowanie – tylko takie emocje wiążą się z postacią graczki numer 212. Nie jest to osamotniona opinia, a niektórzy widzowie porównują ją do znienawidzonego „Arturito” z serialu „La casa de papel”.

Szychy, czyli najbogatsi obserwatorzy gry, nie dość, że mówili z fatalnym akcentem po angielsku, to jeszcze byli przy tym wyjątkowo kartonowi. Sceny w których występowali oglądało się makabrycznie niezręcznie, bo przez cały czas towarzyszyło mi uczucie sztywności i schematyzmu. Zdolności aktorskich nie było właściwie żadnych. Można było odnieść wrażenie, że ktoś po prostu pokazał aktorom, co mają zrobić i powiedzieć, a ci zwyczajnie przekopiowali pomysł. Sceny wyszły przez to bardzo płasko, bez jakiegokolwiek polotu czy naturalności.

Czy „Squid Game” to materiał na serial wszechczasów?

Choć seans był na pewno bardzo przyjemny, byłabym ostrożna z wysnuwaniem takich wniosków. Nie jest to szczególnie wybitne dzieło, aczkolwiek nie można mu odmówić dbałości o szczegóły i wysokiego poziomu.
 „Squid Game” szybko stało się najczęściej oglądanym serialem na świecie ostatnich tygodni, co świadczyć może o jego olbrzymim sukcesie. Poziom tej produkcji jest zdecydowanie ponadprzeciętny, a tym, co go wyróżnia jest przede wszystkim warstwa psychologiczna.

Choć „Squid Game” technicznie jest zrobione naprawdę fantastycznie, to dopiero gdy zagłębimy się w jego rzeczywisty sens staje się szczególnie dobrą produkcją. To jeden z tych seriali, który nie pozwala o sobie zapomnieć po obejrzeniu i wręcz zmusza do refleksji. Drobne grzeszki serialu można mu przez to wybaczyć. Produkcja jest więc godna obejrzenia i na pewno nie będziecie czuli się okradzeni ze swojego cennego czasu. Do „Squid Game” warto zajrzeć choćby dla samych ciekawych ujęć i psychologicznego podejścia, a zostać dla ciekawie rozpisanych postaci. Potem już pójdzie z górki, bo „Squid Game” naprawdę uzależnia. Gwarantuje, że po każdym odcinku będziecie musieli wziąć głęboki oddech – ta produkcja to naprawdę emocjonalna jazda bez trzymanki.
Adres źródła: https://radio.us.edu.pl/kultura/rzeczywistosc-odbita-w-krzywym-zwierciadle-recenzja-squid-game/rlq