Tekst: Aleksandra Żak
Korekta: JG
Obecnie dostęp mamy do niemalże nieograniczonej bazy filmów i seriali na wyciągnięcie ręki na platformach video on demand. A przede wszystkim, wszystko to kompletnie zdalnie. Wygoda, o której nam się nie śniło jeszcze parę dobrych lat temu. W dodatku na niemałą skalę, ale… no właśnie, zawsze to “ale”.
Dobrze wiemy, że wszystko co znajdzie się przed “ale” traci od razu na wartości. Tutaj zaczyna się problem. Po eksplozji popularności serwisu Netflix, zarówno sieci telewizyjne jak i wytwórnie filmowe zauważyły że jest w tym biznes, a co za tym idzie niemały pieniądz. W tym właśnie momencie zaczęły pojawiać się problemy. Co rusz słyszymy o kolejnych przypadkach kiedy firmy posiadające prawa własności do produkcji filmowych, czy programów telewizyjnych nie przedłużają umów, czasem je nawet zrywają, z platformami streamingowymi takimi jak np. Netflix, na rzecz przejścia na własny, nowo założony serwis. Najbardziej znanym przypadkiem takiego zabiegu było usunięcie produkcji Disneya ze wszystkich serwisów streamingowych. Niedługo po tym zostało ogłoszone powstanie nowej platformy - Disney+, na której będziemy mieli możliwość obejrzeć produkcje Disneya właśnie, jak i wiele innych tytułów. Coraz częściej zaczynamy zauważać rosnący trend takiego rozdrabniania usług streamingowych.
Jako widzowie lubimy dostęp do rozrywki na wyciągnięcie ręki i wybór z jak największego dostępnego katalogu ofert. Jednak jeśli trend rozdrabniania będzie szedł dalej w takim kierunku jak teraz, będziemy wkrótce musieli zakładać, a co za tym idzie - płacić, za kolejne usługi. Płacenie ciągłych subskrypcji, w wielu miejscach na raz, nie jest wizją, na myśl której się uśmiechamy. Chcemy obejrzeć nasz ulubiony serial. Odpalamy Netfliksa. Pamiętamy, że jeszcze niedawno tam był, a teraz nagle znowu go nie ma. Co jest? Niestety posiadacz jego praw wycofał się z Netfliksa, Przy okazji zabrał ze sobą wiele innych produkcji. I tak raz za razem znikają kolejne filmy czy seriale. Czasami pojawiają się w innych usługach streamingowych, już istniejących, takich jak HBO Go czy Amazon Prime albo innych, nowych. Taki niepohamowany wzrost ilości usług może doprowadzić, do ogólnego spadku zainteresowania nimi. Część osób stwierdzi, że po co ma płacić za coś, co oferuje nam jedna czy dwie ciekawe rzeczy do obejrzenia. Odwróci się od legalnego źródła kultury, zwracając się często do jego przeciwieństwa - torrentów, które mogą znowu zyskać na popularności. To zaś uderzy w twórców. Spadające zainteresowanie i subskrypcje mogą doprowadzić do zredukowania ilości oryginalnych produkcji oraz ograniczenie funduszy na pozyskanie na platformy nowych, ciekawych tytułów. Dodatkowo irytujący może być fakt, że aby znaleźć upragniony tytuł trzeba przeszukać parę różnych platform VOD. Oferty zmieniają się jak w kalejdoskopie. W jednym miesiacu produkcja jest tutaj, potem tam, a czasem znika kompletnie.
Netflix, czyli obecnie prawdziwy gigant wśród platform streamingowych, został założony już w 1997 r. jednak jego funkcjonowanie zmieniło się znacząco przez lata. Pierwotnie Netflix działał trochę jak klasyczna wypożyczalnia filmów - zamówiony film otrzymywało się w fizycznej formie na DVD do domu. Była to trochę wygodniejsza wersja Blockbustera, który wówczas nie czuł się zagrożony swoim rywalem. Początkowo nikt nie wierzył, że możliwe jest zrezygnowanie z fizycznej formy wypożyczania, dużo osób podchodziło do tego z dużym sceptycyzmem. Jak widać w przeciągu zaledwie dwóch dekad wszystko się zmieniło i zmienia się nadal.
Wolność, którą odbiorca zyskał w platformach VOD jest niesamowita. Zdarza się, że jedna osoba posiada subskrypcję do co najmniej 3 różnych źródeł streamingowych. Do naszego kraju nie dotarły jeszcze tak silne podziały, do jakich doszło u naszych sąsiadów za oceanem. W Stanach Zjednoczonych praktycznie każda większa sieć telewizyjna posiada swoją własną platformę VOD, często tym samym pozbawiając praw autorskich do streamingu swoich konkurentów. Gigantami w dalszym ciągu pozostają Netflix i HBO, jednak niejednokrotnie ich katalog obrywał drastycznymi cięciami, spowodowanymi powyższym trendem.
Sukces platform zależy od tego, jaką ilość atrakcyjnych tytułów są w stanie swoim odbiorcom zaproponować. Jeśli będą one rozrzucone po milionach różnych serwisów, widzowie będą powoli od nich odchodzić. Monopolizacja nie jest wskazana, to oczywiste. Jednak nieskończony wzrost usług też nie jest pożądany. Jak sytuacja rozwinie się dalej? Wszystko w następnym odcinku.