Tekst: Jarosław Piersiak
Autor w swoim ostatnim tekście dzieli się wnioskami na temat korzystania z portali randkowych. Jaką drogę przeszły i czy profile na nich ma sens? Jak wpływają na stworzenie potencjalnej relacji z osobą poznaną przez Internet?
Polskie społeczeństwo nie jest gotowe na aplikacje randkowe. Nie rozumie wstępnej genezy ich powstania oraz rządzących nimi algorytmów. To pierwsze wnioski jakie nasunęły mi się po próbie przeanalizowania tego zjawiska. Faceci tworząc profile nastawiają się na znalezienie tam szybkiej przygody, a kobiety zaś na głębokie miłości, przez co obie płcie nawzajem się rozczarowują. W ich głowach rozbrzmiewa wtedy ten słynny motyw na perkusji – badumtss.mp3. Tinder, czy Badoo znikają tym samym po kilku tygodniach (lub u bardziej zdeterminowanych może miesiącach) spośród kafelek smartfonowych aplikacji. Czy da się na to jakoś wpłynąć?
Spróbujmy cofnąć się o kilkanaście lat. Kiedy katowicki dworzec był jeszcze zalatującą uryną, enklawą kloszardów, do którego wchodziło się z oporem przez kładkę nad placem pełnym warczących, żółtych autobusów. Kiedy potknięcie się idąc przez ulicę Stawową mogło skutkować wbiciem sobie zużytej strzykawki po kompocie, czyli polskiego odpowiednika heroiny. Kiedy jeansy poddawały się sile grawitacji i zsuwały z bioder od upchanej w kieszeń Nokii 3310, której wibracje mogły wytargać weń dziurę nim odbierze się połączenie. Wtedy to na portalu Onet.pl, jeszcze w prymitywnej wersji, pojawiła się zakładka Sympatia. Bardzo miła i zachęcająca nazwa. Bez ironii of course. Sympatia, jeśli się nie mylę, była pierwszą witryną w Polsce skierowaną do singli. Jej popularność rosła stopniowo, a użytkowników zdobywała głównie wśród ludzi w wieku powyżej trzydziestki. Dziś wygląda to podobnie. Tinder, czy Badoo wgryzły się ostro w rynek młodego pokolenia i płyną na wysokiej fali popularności wynikającej z rozpopularyzowanych wśród nich smartfonów. Sympatia zaś do dziś dryfuje swoim rytmem zrzeszając przede wszystkim dojrzałych użytkowników. Nawiasem mówiąc – wygodniej korzysta się z niej w wersji na PC (stan na kwiecień 2020).
Dawniej ludzi korzystających z portali randkowych nie było zbyt wielu, a co za tym idzie większość niechętnie przyznawała się bliskim do szukania partnera przez Internet. Bali się oni osądzenia przez niepisany schemat pokomunistycznego sposoby myślenia, które puentuję: „Siedź cicho, rób swoje i nie wychylaj się w żadnej sytuacji”. Pamiętam też, że konto na Sympatii było uznawane za akt desperacji, a strach, że profil wypłynie jakoś w firmie gdzie pracowali użytkownicy, również mógł skutecznie blokować ich przed rejestracją. Ale czy ludzie mogą wytykać palcami kogoś kto tylko szuka towarzystwa i szczęścia? Wyśmiewać próby znalezienia drugiej połówki i wypełnienia pustki w sercu? Absolutnie nie. I to podejście na szczęście zmieniło się na plus w ciągu ostatnich lat. Zrobienie sobie profilu na Sympatii stało się prawie tak powszechne, jak posiadanie konta na Facebooku. Mało kto kryje się też z telefonem, gdy na stoliku w pubie przy znajomych zawibruje nowy match na Tinderze.
Portale randkowe cechuje z pewnością wygoda użytkowania. Nie trzeba chodzić na dyskoteki jeśli jest się nieśmiałym introwertykiem abstynentem, czy spotykać się z osobą, która pali papierosa na zdjęciu jeśli tego nie tolerujemy, albo taką, z którą gadka na chacie po prostu się nie klei. Pokolenie smartfonowców dostało coś o czym ich ojcowie, czy dziadkowie nie śmieli nawet marzyć – „przebieranie w panienkach (lub kawalerach)” przy ciepłym kominku, w kapciach i z kotem na kolanach, za pomocą urządzenia, które na dodatek odtwarza w danym momencie muzykę wydaną chwilę temu na drugiej półkuli i pobiera aktualne dane pogodowe z Ugandy. Z jednej strony Badoo daje możliwość szybkiej weryfikacji potencjalnej znajomości, z drugiej nieograniczona ilość ich wyboru wyraźnie spłyca chęć nawiązania znajomości, a kolejne randki, jeśli już do nich dochodzi, nudzą się i brzydną. Monotonia doprowadza do stagnacji. A co jeśli już nie odkleimy smartfonów od dłoni i doprowadzimy do tego, że Internet stanie się jedyną, na dodatek nieudolną, formą nawiązywania relacji? Brr, odsuńmy jak najdalej taką wizję przyszłości.
Obecnym i przyszłym użytkownikom aplikacji randkowych brakuje instrukcji obsługi. Czegoś co uświadomiłoby im, żeby podchodzić z dystansem do zawierania nowych znajomości, ale jednak z poszanowaniem drugiej osoby, bo ten zlepek pixeli, strzępek informacji na profilu i słowa pojawiające się na chacie to przecież drugi człowiek, z którym się komunikują. Że portal randkowy to tylko alternatywa, a nie jedyny sposób na znalezienie szczęścia. Że płacenie za dodatkowe usługi pozwala na więcej możliwości, ale wcale nie gwarantuje znalezienia dla siebie pary do życia długo i szczęśliwie. Można mieć różne zdanie dotyczące moich przemyśleń. Temat jest zbyt obszerny, aby wcisnąć go w kilka akapitów i przyznaję się, że momentami stosowałem uogólnienia. Jeśli się zgadzasz z tym co tu popełniłem – jestem kontent. Jeśli nie, to cóż… Przesuń w lewo.