Opublikowane na Radio Egida (https://radio.us.edu.pl/)

Nie lubię jesieni

Laura Janoszek postanowiła podzielić się swoimi odczuciami wobec jesieni. Czy ta pora roku jest piękna? I dlaczego nie? Zapraszamy do przeczytania!


    Nie cierpię jesieni. To dość niepopularne, zwłaszcza w okresie wzmożonego jesieniarstwa i, jak dla mnie nieuzasadnionej, popularności Pumpkin Spice Latte. Mówiąc o tym czuję się tak, jakbym popełniła towarzyskie faux pas. Trudno. Nie kręci mnie chodzenie po mieście i kopanie liści. Źle wyglądam w deszczu i prawie zawsze zapominam parasola. Jak już go ze sobą mam, to potem włożę mokry w książki. Albo zostawię w tramwaju. W tramwaju, który przejął zapach przemoczonych, zapoconych butów i jest zatłoczony bardziej niż zwykle, bo na zewnątrz piździ i ciągle pada, więc już prawie nikt nie decyduje się na spacer czy rower. A czego nie lubię w jesieni najbardziej? No powiem wam, bo co mi szkodzi.
 
   ♦ Wszechobecna narracja, że jesień jest ekstra.
   No nie, nie jest. Jest zimno, ciągle pada. Fajnie, że w końcu można włożyć ulubiony sweter? Dajcie spokój. Ja muszę wkładać trzy i jeszcze szalik. Jesień wygląda fajnie tylko na instagramie i to jeszcze przez dwa dni w roku. Może jeszcze czasem przez okno, jak faktycznie masz czas poczytać książkę (dlaczego akurat jesienią?). Tylko, że robi się ciemno już w okolicach szesnastej. Czy jesienią można faktycznie odpocząć, zwolnić? Nie wydaje mi się, zwłaszcza, że dla wielu to powrót na studia i do regularnej nauki, często łączonej z pracą. Co nam daje szybszy wieczór, skoro doba wcale magicznie się nie wydłuża? Nie ogarniam jesieniarstwa, jak dla mnie to sekta. Zapomnieliście wszyscy, jak fajnie było latem?
 
   ♦ Listopad.
   Listopad to, jak powiedział Julian Tuwim, wrzód na dwunastnicy roku. Serio, o mojej nienawiści do tego miesiąca mogłabym pisać poematy. Jest ponuro, podle zimno. Praktycznie nie ma słońca, więc myśli samobójcze, tu parafrazuję klasyk, zamieniają się w realne plany. Poza tym, jak październik i grudzień ratują nas kolejno pełnym imprez, przebieranek i zabawy Halloween czy równie radosnym Bożym Narodzeniem, tak listopad oferuje nam... Uroczystość Wszystkich Świętych, Święto Zmarłych i Dzień Niepodległości. O ile to ostatnie może jeszcze napawać kogoś jakimiś pozytywnymi odczuciami (czego osobiście nie rozumiem, zwłaszcza patrząc na coroczny przebieg marszu), tak pierwszy listopada to najlepsza okazja, żeby zwątpić w ludzkość. Muszę tłumaczyć? Pokaz mody cmentarnej. Kupa niepotrzebnych śmieci i taniego plastiku. Czy ktoś oprócz mnie, ateistki, wie w ogóle, że zmarłych wspominamy drugiego, a nie pierwszego listopada? Skąd na cmentarzach takie tłumy pierwszego? Nie wiem, nie jestem pewien, śpiewał happysad. Subiektywnie uważam, że jedyne co dobrego dał nam listopad, to osoby urodzone pod znakiem skorpiona.
 
   ♦ Depresja i spadek nastroju.
   Nie chcę trywializować problemu depresji i spłycać go tylko do jesieni, ale czas przesilenia bywa bardzo trudny, szczególnie dla osób dotkniętych chorobami psychicznymi, w tym także depresją. Zdarza się też, że zupełnie zdrowi ludzie cierpią wskutek braku słońca. Dla astroświrów to także retrogradacja Merkurego, czyli - tak, jestem pesymistką - niemal miesięczna seria niefortunnych zdarzeń, zwłaszcza w sprawach sercowych i finansach*. Napisałaś pijana byłemu, że ciągle go kochasz? Spokojnie, to Merkury. Uszy do góry (skoro nos na kwintę...), z pomocą przychodzą tabletki z witaminą D. Albo fluoksetyna. Kto co lubi.
* Nie dotyczy zodiakalnych skorpionów.
 
   ♦ Choroby w ogóle.
   Jesienny spadek odporności. Znacie to? Wszechobecne przeziębienia, wzrost zachorowań na grypę i anginę. Wszyscy smarkają i kaszlą, często na Ciebie. Nic dziwnego, bo jesienną prognozę pogody można traktować na równi z wiedzą wziętą z AszDziennika – wygląda całkiem wiarygodnie, ale to gówno prawda. Z rad tyle, że należy ubierać się na cebulę, cudowne jesienne warzywo.
 
   ♦ Komercha.
   Ozdoby jesienne. Jeśli jeszcze nie jesteście świadomi skali tego zjawiska (prawdopodobnie po prostu nie zwróciliście na nie uwagi), to przepraszam, że zakłócam wasz spokój. Praktycznie wszystkie większe sieci takie jak Tiger, Home&You, Kik itp. wypuszczają serie z ozdobami jesiennymi. Jest tego coraz więcej. I co z tego? - zapyta ktoś. Musimy uświadomić sobie, że to tylko bezsensowne projektowanie potrzeb w celach zarobkowych. Takie ozdoby nadają się do postawienia na wierzchu przez co najwyżej 1/4 roku, a poza tym są produkowane z wątpliwej jakości materiałów i często w sposób, o którym wolelibyśmy nawet nie myśleć. Nie napychajmy kieszeni kapitalistom, nie warto. Zwłaszcza, kiedy stoimy u progu katastrofy klimatycznej...
Apel do jesieniar: jeśli już musicie dać wyraz swojej artystycznej duszy, włóżcie sobie liście w wazon. Zero waste.
PS: Pomijam już cyrk związany z masowym kupowaniem gównianych zniczy czy plastikowych kwiatów. Do tego jesteśmy, niestety, przyzwyczajeni.
 
   ♦ Nie ma co jeść.
   Chyba, że lubicie ziemniaki i jabłka. Albo pora. No niby lubię (nie pora, bez przesady), ale jem je przez cały rok. Jak chodzę jesienią po markecie, to mam wrażenie, że ta pora roku nie oferuje nam w zasadzie niczego nowego, choć internet huczy od "jesiennych inspiracji kulinarnych". Przejrzałam kilka takich postów i ustaliłam, że jeśli dodacie cynamon do swojej potrawy, to już spełniacie warunek jesienności. Mówią, że królową jesieni jest dynia. Jak dla mnie, to albo jest mdła i przez to niejadalna, albo w ogóle nie ma smaku. Jak dodałam dynię do sernika, to zaledwie zmienił kolor (tak swoją drogą, to wyglądał bardzo ładnie). Deal with it. Poza tym, to jedzcie banany. Zawierają tryptofan, aminokwas, który w organizmie zamieniany jest na serotoninę. Apeluję o nowy trend jesieniarstwa: banan królem jesieni!
 
   Czy jesień ma w ogóle jakieś zalety? No pewnie ma. Na przykład Halloween, śliwki, których w tym roku nie kupiłam i osoby urodzone pod znakiem skorpiona. Ale czy jestem w stanie wymienić coś więcej? Nie, chyba nie.
Adres źródła: https://radio.us.edu.pl/felieton/nie-lubie-jesieni/r8h