32 358-66-12
teraz gra:-
Egida
Zobacz ramówkę

#psychonoiseclub - czyli niech nas usłyszą

Tekst: Karolina Marchewka

Korekta: AS


 



Stałyśmy pod tablicą z ogłoszeniami i pierwsze zdanie, jakie do mnie wypowiedziała, musiała powtórzyć cztery razy, ponieważ za nic w świecie nie potrafiłam jej zrozumieć, a brzmiało ono niezwykle doniośle: „To wszystko i tak jest poprzesuwane”. W tamtym momencie byłam naprawdę przerażona, nie do końca pojmowałam fakt, iż oto właśnie to miejsce stało się moim domem na bliżej nieokreślony czas. Żeński zamknięty oddział psychiatrii ogólnej – tam trafiłam wtedy, kiedy znajomi przygotowywali się do matury. Patrzę na to z perspektywy czasu i wiem, że to było najlepsze, co mogło mnie wtedy spotkać. Dzięki temu doświadczeniu zobaczyłam jak to jest być po drugiej stronie tego legendarnego już w mojej okolicy szpitala na ulicy Gliwickiej w Rybniku. W gimnazjum, kiedy ktoś z klasy zdecydowanie przesadzał z wygłupami, zawsze znalazła się osoba, która mówiła, że trzeba będzie go/ją zawieźć na Gliwicką. Cóż... Trafiło na mnie, choć nie jako jedyną z grona znanych mi osób.
Przed moim pobytem w tymże szpitalu nikt z mojej rodziny nie miał bliższego kontaktu z osobą zmagającą się z zaburzeniami i chorobami psychicznymi. Ten temat niejako omijał moją rodzinę – do lutego 2017 roku nie pamiętaliśmy o tych wszystkich osobach cierpiących na depresję, zaburzenia odżywiania czy po próbach samobójczych. W ten pamiętny czwartek dane mi było zobaczyć to, na co niesamowicie duża część ludzi przymyka oczy: skalę i różnorodność ludzkiego cierpienia, które nie jest rozumiane, a które mgliście kojarzymy tylko jako cierpienie psychiczne. Nie dziwię się tym, którzy się go boją, ponieważ taka jest nasza ludzka natura – obawiamy się nieznanego.

Ustalmy jedno: od najmłodszych lat uczy się nas słów, dzięki którym możemy poznawać świat fizyczny, materialny, opisujemy to, co nas otacza; człowiek jest jednak w swej naturze również istotą duchową, a tutaj edukacja nie jest już tak dobra. W domach i szkołach nauka nie jest kierowana „do wewnątrz”, nie prosi się nas o to, byśmy rozpoznawali i nazywali swoje emocje i odczucia. To błąd. Wiemy, że jeśli boli nas głowa/noga/brzuch/ucho/wstaw-tutaj-dowolną-część-ciała, to jasno i wyraźnie komunikujemy to, kierujemy się z owymi objawami i trudnościami do lekarza. Dlaczego tak trudno zaakceptować nam fakt, iż nie tylko nasze ciało może chorować? Dlaczego odpowiadamy starymi i bezwartościowymi frazesami na ewidentne objawy tak groźnej choroby jak depresja? Ponieważ nikt nam nie mówił o tym, jak powinno się o tym rozmawiać, nikt nie uczył nas empatii. Czujemy się niekomfortowo, kiedy zapytana przez nas osoba na zwrot „Jak się czujesz?” nie odpowiada tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni, a zaczyna nam opowiadać, że jednak nie jest ani dobrze, ani kolorowo. Dzieje się tak, ponieważ nie mamy narzędzi, które pozwoliłyby nam wspólnymi siłami spróbować zmienić krajobraz naszego rozmówcy, bo nie potrafimy (a może nie chcemy nawet spróbować) sobie wyobrazić tego, przez co przechodzi ten człowiek.

Zaniedbania, ignorancja i krzywdzące stereotypy odnośnie zdrowia psychicznego rozwijały się bez żadnej kontroli przez ostatnie dziesięciolecia, jednak w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy coś się zmieniło, chociaż sama nie wiem, co dało temu początek. Coraz więcej osób zaczęło przełamywać tabu i otwarcie mówi o tym, jak ważne jest dbanie o „zdrową głowę”. Na naszych oczach powstaje społeczność niezwykle różnorodna, którą łączy jeden, nadal bardzo odważny cel: pokazanie światu, że korzystanie z pomocy psychiatry, psychologa bądź psychoterapeuty nie jest powodem do wstydu, ba, jest jednym z największych przejawów dbania o siebie samego. Na tę chwilę najwięcej działań ma miejsce w Internecie, co nie powinno nikogo dziwić, bo właśnie tutaj możemy to robić zarówno anonimowo, jak i podpisując się z imienia i nazwiska; to właśnie w sieci informacje rozprzestrzeniają się najszybciej i najskuteczniej, jednak powoli wychodzimy poza przestrzeń wirtualną.

W ciągu ostatnich trzech lat miały miejsce Marsze Żółtej Wstążki, czyli wydarzenia skupiające zarówno specjalistów, jak i pacjentów – osoby biorące w nich udział jasno pokazały, że jako społeczeństwo musimy zmienić swoje stanowisko odnośnie tego tematu. Oprócz tego co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawiają się kolejne projekty mające na celu zwrócenie uwagi na to, jak wielu z nas doświadcza kryzysów psychicznych. Informacje płynące z Głównego Urzędu Statystycznego na rok 2018 są porażające: około 25 procent Polek i Polaków miało, ma albo będzie mieć załamanie nerwowe. W Polsce każdego dnia odbiera sobie życie około 15 osób, z czego aż 13 to mężczyźni. Ostatecznie w naszym kraju z powodu samobójstwa umiera dwa razy więcej osób niż wskutek wypadków drogowych. Ciężko jest oszacować, jak wiele osób podejmuje próby samobójcze, ponieważ wiele osób boi się ujawnić przyczynę swojej obecności na SOR-ze. Wiem jedno: sama jestem w tej grupie i nikomu tego nie życzę. Nie jestem nikim specjalnym, ot, zwykła młoda kobieta, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że robię coś bardzo ważnego – mówię otwarcie o mojej chorobie, o moich pobytach w szpitalach psychiatrycznych i o codziennym zmaganiu z chorobą.
Można spytać, skąd to wiem? Codziennie ktoś pisze do mnie na Instagramie, że dziękuje mi za to, co robię, że dzięki moim tekstom zdecydował/a się pójść do specjalisty, że inaczej patrzy na siebie, że już nie wstydzi się swojej choroby bądź zaburzenia. Jestem świadoma odpowiedzialności, jaka na mnie ciąży z tego powodu, jednak godzę się na nią i dalej będę to robić, podobnie jak coraz większe grono osób znanych i lubianych: blogerów, muzyków, pisarzy, dziennikarzy, ale również właśnie takich zwykłych Karolin, Wiktorii, Monik czy innych Adamów i Ew. Chcemy pokazać, że w znacznej mierze nie spędzamy życia w szpitalach psychiatrycznych, że nie jesteśmy całymi dniami zapakowani w kaftany bezpieczeństwa i nie patrzymy tępym wzrokiem w jeden punkt, kiedy ślina powoli cieknie z kącików naszych ust.

Inne dane GUS z 2018 roku wskazują na to, jak wiele trzeba zmienić, ponieważ około 2/5 badanych stwierdziło, że nie chciałoby mieszkać w sąsiedztwie osoby chorej psychicznie, a około 1/3 nie chciałaby pracować z taką osobą. Mogę podejrzewać, dlaczego tak jest: słysząc „choroba psychiczna”, sporo osób myśli od razu „wariat”, „szaleniec” bądź „czubek”. Mówiąc o swoich zaburzeniach, pokazujemy jednocześnie to, że te stereotypy bardzo często mijają się z prawdą. Żyjemy, pracujemy, cieszymy się i smucimy jak każdy inny człowiek. Nie nosimy opasek ostrzegających przed ewentualnym zagrożeniem z naszej strony. Znam wiele sytuacji, kiedy ktoś przyznając, że ma za sobą pobyt w szpitalu, słyszy w odpowiedzi: „Ale jak to? Przecież nie widać tego po Tobie!”. Pokazujemy również to, że każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia może trafić do gabinetu specjalisty i mówimy „to jest ok”. Dbanie o swoje zdrowie jest dobre. Dbanie o zdrowie najbliższych jest dobre. Nie chcemy być uprzywilejowani, lecz traktowani z szacunkiem, na jaki zasługuje każdy człowiek.

Właśnie po to powstał hasztag #psychonoiseclub – by pokazać, że jesteśmy częścią społeczeństwa, że możemy być babciami, ojcami, matkami, siostrami, mężami, nauczycielami, lekarzami, artystami, paniami z ulubionej Żabki albo kimkolwiek innym. By pokazać, że potrzebujemy zmian systemowych i obyczajowych, aby zmniejszyć skalę cierpienia, z jakim się mierzymy. Będziemy krzyczeć i domagać się tych zmian, ponieważ w innym wypadku chore społeczeństwo będzie wychowywać chore dzieci, a dalsze tkwienie w tym błędnym kole może przynieść wyłącznie opłakane skutki.

Często razem z moją przyjaciółką parafrazujemy słowa Lewisa Carolla z jego najbardziej znanego dzieła, „Alicji w Krainie Czarów”: również wariaci są coś warci.
Uniwersytet Śląski w Katowicach
Telewizja Internetowa Uniwersytetu Śląskiego
Suplement+

Radio Chat

    Napisz wiadomość