Patrzeć z Błyskiem w Oku a Obczajać
"Przyjaźń przez Facebook...Sport na konsoli...Seks przez kamerkę...Rozwód przez Skype'a..." i coraz trudniej nam ze sobą rozmawiać. Lepiej obejrzeć na Youtube jak ktoś zupełnie obcy przechodzi misję w grach komputerowych, niż samemu się z nią zmierzyć, nie mówiąc już o tym, że można by wyjść na zewnątrz i zagrać w piłkę na świeżym powietrzu, które nigdy już świeże nie będzie. Lecz nie ma powodu by popadać w rozpacz, chcesz się od tego uwolnić? Zerwać z wirtualnym światem i wyjść do realnego? Cóż, spróbuj może dowiedzieć się w internecie jak to zrobić...
Wróćmy jednak do rozmowy, jak to jest, że zamiast używać języków aby wypowiadać piękne słowa, wolimy je sobie nawzajem wpychać do gardeł? Nie ma języka polskiego, są języki polskie, które żyją i stale się przekształcają. Istnieje mnóstwo jego odmian, przyporządkowanych różnym kategoriom, dzieli się na gwary i dialekty, slangi i żargony. To wszystko czyni go wyjątkowo bogatym, jednak warto się zastanowić, czy we wszystkich przypadkach, kiedy język ulega ewolucji, jest to progresywne. W tym celu przyjrzyjmy się bliżej slangom, skupimy się szczególnie na ich odmianach młodzieżowych.
Slang młodzieżowy w zależności od tego, na jakim terytorium funkcjonuje, może różnić się nieznacznie od sposobu porozumiewania się osób dorosłych, ale zdarzają się też różnice drastyczne, co może być powodem istotnych trudności w komunikacji międzypokoleniowej. Młodzież, szczególnie w okresie dojrzewania, zaczyna mieć świadomość swojej odrębności, wydostaje się spod skrzydeł rodziców i najważniejsi stają się dla nich przyjaciele. Więzi, jakie zacieśniają się w tym czasie, prowadzą do powstawania sieci kodów, języka aluzji, którym mogą porozumiewać się w towarzystwie rodziców czy kolegów z klasy, będąc rozumianym jednakże tylko przez osoby, do których komunikat miał trafić. W ten sposób "starzy zaczynają mniej kumać i robić dramy o nic" a "ziomki są dobrymi mordeczkami, z którymi mniej się spinamy".
Slang młodzieżowy jest językiem skrótów, dąży się w nim do jak najszybszej wymiany informacji: elo zamiast cześć, co tam zamiast co słychać, drama zamiast wydarzenie, w wyniku którego wybuchła awantura, lol (ang. lot of laugh) - coś zabawnego. Można się w nim doszukać mnóstwa aluzji, dobrym przykładem jest sytuacja, kiedy chłopak chcę poderwać dziewczynę, określane jest to mianem roboty, wyrywania bądź wzięcia na warsztat, co jednocześnie określa jego zamiary, mianowicie chęć zaciągnięcia jej do łóżka; w przypadku gdy dziewczyna jest zainteresowana tymi zalotami, mówi się, że szuka bolca. Slang obfituje też w znaczną ilość zapożyczeń głównie z języka angielskiego: easy (po polsku można powiedzieć luzik, lajtowo, na spokojnie), czyli nie ma co się stresować, wszystko będzie w porządku, najs (fajnie, okej), jako określenie czegoś ładnego, wspaniałego, lub kiedy chcemy pokazać, że coś nas nie obchodzi, sarkastycznie:
-Wiesz, że twój ex jest teraz z twoją przyjaciółką?
-Oo, no to najs.
Zastosowanie tych zwrotów jest więc różne w zależności od kontekstu, możemy ich na dobrą sprawę użyć we wszystkich sytuacjach. Określenie "patola", zaczerpnięte od słowa "patologia", nie oznacza już przykładowo rodziny, w której mąż bije żonę, żona bierze narkotyki, a dzieci nie mają co jeść. Patolą może być dziewczyna, która ubrała dzisiaj taką samą bluzkę jak ja, chłopak, który był na randce z wszystkimi fryzjerkami z 2D, czy samochód palący dużo benzyny. Podobnie sformułowanie lol, może być komentarzem na wszystko: lol, ale tu gorąco; serio mama zabroniła ci wychodzić w piątki ze znajomymi? Lol; lol - cztery sprawdziany w jednym dniu.
Miłość „malowana” slangiem też nie jest jakoś szczególnie zachwycająca. Można patrzeć na kogoś z błyskiem w oku lub obczajać go, można być w kimś zakochanym do granic możliwości albo bujać się w nim. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie świadomość, że miłość to kiedyś: "Twierdza, w której potężnych murach znajduję schronienie", “powietrze” według Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, "głód twoich oczu i dłoni", miłość to "Pieśń nad pieśniami" czy każdy przechodzień, którego mijam i “ma twoją twarz”. W slangu miłość to sztynks, maniurka o fajnych tyłach i sztos cyckach. Chciałoby się krzyknąć: "Hej! Opamiętajmy się!", ale reszta jakoś nie czai.
Patrzeć z błyskiem w oku:
-Mój chłopiec ma oczy koloru nieba, jest jedną z tych osób, na które chce się patrzeć nie odrywając wzroku, a każde mrugnięcie wydaje się stratą czasu. Pamiętam, że gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, to nogi jak z waty, twarz jak ściana, serce wali jak młotem, wszystko naraz... Kiedy mnie przytula, wydaje się to być wszystkim, gorącą, parującą czekoladą przy kominku, gdy za oknem śnieg przykrywa maski samochodów, kołysanką śpiewaną przez mamę w dzieciństwie, lodami z bitą śmietaną i kremem, wschodem słońca na Babiej Górze w bezchmurny poranek, zapachem świeżo skoszonej trawy, albo niebem pełnym chmur, gdzie podobno mieszka Bóg. Bóg chyba naprawdę tam mieszka, bo mój chłopiec musiał zostać stworzony przez jakąś wyjątkową istotę. Wydaje się, jakby twarz sam Michał Anioł wyrzeźbił mu dobrze zaostrzonym dłutem. Każdy, kto się zakochuje, jest dziwadłem, bo to kompletne szaleństwo, powszechnie akceptowane, ludzie stają się błędnymi rycerzami, gotowymi stoczyć walkę z każdym wiatrakiem stojącym na drodze ich miłości. Nawet jeśli wydawało mi się wcześniej, że wszystko już w życiu czułam i nie poczuję niczego więcej niż tylko namiastkę tamtych doznań, to chyba nigdy bardziej się nie pomyliłam. Całowanie się z nim jest jak przymierze ze Stwórcą albo chwycenie go za nogi i to nawet nie przy kostkach, a przy samych kolanach. Przy nim zapominam o świecie, a muszę przecież pamiętać, że różowe okulary często parują, że świat łamie serce na dziesięć różnych sposobów i trzeba z największym wysiłkiem znaleźć kolejne dziesięć, by je posklejać.
Obczajać:
-Moja panienka jest najs. Sztos się ubiera, nosi daddy shoes, chockery, crop topy i bluzy z Tomiego. Jest niezła, spoko się rusza i ma czym, trzeba przyznać. Czasem się spinamy, robi mi jakieś chore dramy i sceny zazdrości, a to, że popatrzę na jakąś fajną maniurkę przecież nie znaczy, że od razu chciałbym ją przelecieć. Gdy idę z nią na melanż, każdy zwraca uwagę tylko na moją bae, często kończy się to tym, że trzeba wyjaśnić jakiegoś typa, ale nie przeszkadza mi to. Oczy? Nie wiem, jakiego są koloru, ważne, że zawsze ma spoko pomalowane.
Zastanówmy się więc nad najważniejszą kwestią czy w sytuacji, gdy najlepszy przyjaciel staje się „dobrą mordeczką”, a stan dyskomfortu „zwałą”, język ubożeje czy się wzbogaca. Z jednej strony jest urozmaicony o nowe określenia, a więc poszerzony, a z drugiej część młodzieży spotyka się z problemem, kiedy trzeba napisać wypracowanie maturalne i okazuje się, że nie jest to takie „easy”, jakby się wydawało. Młodzi ludzie, używając na co dzień swojego języka, przyswajają go tak głęboko, że sformułowania, którymi się posługują, stają się normalnością, a wtedy jest to prawdziwa „patola”. Tym bardziej, że slang młodzieżowy to także mnóstwo wulgaryzmów, prymitywizujacych polszczyznę. Słowa wulgarne, w etykiecie językowej określane mianem zakazanych, w ustach młodej dziewczyny są tym samym, czym papieros w ustach gimnazjalisty. Nie może więc dziwić, że spotyka się to z dezaprobatą czy zniesmaczeniem ze strony starszego społeczeństwa, które pamięta jeszcze czasy, kiedy młodzież stała w ogromnych kolejkach po zeszyty, na które często brakowało pieniędzy, więc przez myśl im nie przeszło wydawać na używki. Często się słyszy "takie brzydkie słowa z takiej pięknej buzi". Poprzez wulgaryzmy można dodać ekspresji swoim wypowiedziom, wzmocnić je, podkreślić, że coś nas nie trapi, nie denerwuje, nie irytuje, ale wręcz w*****a do granic możliwości. Wtedy nasuwa się pytanie, czy jest to konieczne? Istnieje tyle pięknych słów, którymi moglibyśmy określić to, o co nam chodzi, a tymczasem najczęściej, idąc na skróty, używamy wulgaryzmów. To chyba największy grzech dzisiejszych czasów, dążenie do skrótowości. Do tego stopnia, że nawet nie chce nam się napisać "ok", zamiast tego pisze się "k"; ludzie biegną po ruchomych schodach, chociaż w sumie nie wiadomo, co będą robili z 12 sekundami życia, jakie w ten sposób zyskają. Kolejny raz chce się więc krzyczeć: "Hej! Opamiętajmy się!"
Slang stale przechodzi ewolucję, popularnego stwierdzenia "żal pl", które modne było jeszcze parę lat temu, dzisiaj już nikt nie używa. Polacy nie gęsi i mają swoje języki, znalezienie wspólnego może wydawać się trudne. Jednak gdyby rodzice częściej rozmawiali ze swoimi dziećmi, może wtedy Bartek zrozumiałby, co trapi ojca, a tata skumałby, o co cho Bartkowi.